Aktualności

4 czerwca 2017

Tylko zorganizowana korporacja może walczyć o interes mieszkańców Polski lokalnej - wywiad z L. Węgrzynem

Od samego początku do dzisiaj staram się dobrze pracować, być ambitnym – mówi w Ludwik Węgrzyn, prezes Zarządu Powiatów Polskich, starosta bocheński 29 maja br. nagrodzony przez Prezydenta RP za wybitne zasługi w działalności na rzecz rozwoju samorządu terytorialnego, za działalność społeczną i publiczną, za osiągnięcia w pracy samorządowej Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.

Dziennik Warto Wiedzieć: W swojej karierze zawodowej pełnił Pan różne funkcje. Proszę o nich opowiedzieć. Kiedy zaczął Pan pracować w strukturach administracji publicznej?

Ludwik Węgrzyn: Trafiłem do administracji państwowej w Kamieniu Pomorskim – wtedy było to województwo szczecińskie, a dziś zachodniopomorskie. W 1980 r. zostałem zastępcą naczelnika miasta i gminy, a następnie zostałem naczelnikiem miasta i gminy. Tam tak naprawdę uczyłem się administracji. Mam na myśli jej praktyczną stronę, bo teorię, czyli zarówno materialne, jak i procesowe prawo administracyjne poznałem podczas studiów na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Chcę powiedzieć, co zapamiętałem z tamtych czasów, czasów Kamienia Pomorskiego, w porównaniu z tym, co zastałem kilka lat później na południu Polski, w Bochni, w administracji. To ciekawe spostrzeżenie, bo było to ta sama Polska a były różnice. W Kamieniu Pomorskim administracja funkcjonowała bardzo dobrze nawet w czasie II wojny światowej. Jej działania były uporządkowane. Tam też nauczyłem się, że do wszelkich działań musi być: przepis prawa, dokument, potwierdzenie, realizacja i rozliczenie. Taka administracja niemiecka.

To, co zastałem w Bochni – byłem naczelnikiem i wójtem gminy w latach 1984-1994, było zupełnie inne. To była administracja galicyjska. Tu na przykład sprawy geodezji były niewyprowadzone od czasów Jakuba Szeli, czyli 1847 r. Nieporegulowane stany prawne sięgały do pięciu pokoleń wstecz.

Dziennik Warto Wiedzieć: Brał Pan udział w pracach nad reformą administracyjną.

Ludwik Węgrzyn: W drugiej połowie lat 80tych związałem się nieformalnie z zespołem ludzi, który przygotowywali nowy ustrój Polski lokalnej. Myślę właśnie o samorządzie terytorialnym. Współpracowałem z takimi wybitnymi osobami, jak prof. Jerzy Regulski, prof. Michał Kulesza, prof. Walerian Pańko, czy Jerzy Stępień.

Wtedy tworzyliśmy zręby samorządu gminnego, mając w tle perspektywy dalszego rozwoju samorządu terytorialnego. Dzisiaj po latach, jak patrzę na ten samorząd, to widzę, że w założeniach miał być nieco inny. W szczególności dotyczy to czasu, gdy już pracowałem nad drugim etapem reformy administracyjnej, czyli nad tworzeniem powiatów. Przez 5 lat pełniłem funkcję Prezesa Regionalnej Izby Obrachunkowej w Krakowie, wtedy też optyka patrzenia na różne sprawy mi się zmieniła.

Kiedy powstawały regionalne izby obrachunkowe, samorządowcy byli urażeni, nie chcieli być kontrolowani. Okazało się jednak, że ustawa o regionalnych izbach obrachunkowych została bardzo dobrze skonstruowana. Ingerencja izb jest łagodna, nadzór wkracza tylko w zakresie naruszenia prawa i nie ma uprawnień władczych. Uprawnienia nadzorcze to tylko takie, które pokazują to, co jest nieprawidłowe. To nie są uprawnienia zmieniające.

Jako prezes RIO w Krakowie pracowałem nad powiatami pilotażowymi – monitorowałem nowosądecką strefę usług publicznych. Wtedy napisaliśmy razem z prof. Krzysztofem Surówką ogromny materiał analityczno-projektowy. Z naszych wyliczeń na 1 stycznia 1999 r. niedoszacowanie budżetów powiatów wynosiło 19 proc.

Dziennik Warto Wiedzieć: Czy od samego początku aż tyle środków brakowało do tego, żeby zrealizować te zadania, które zostały przypisane powiatom?

Ludwik Węgrzyn: Niestety tak. Przy czym, proszę mieć na uwadze, że to Ministerstwo Finansów narzuciło swoją optykę spojrzenia na powiaty.

Kiedy nasze opracowanie pokazałem Jerzemu Millerowi, ówczesnemu wiceministrowi finansów, to odpowiedź, która usłyszałem, brzmiała: to się wyrówna. Gdy w 2016 r. w puli miliarda środków przyznanych przez przepisy prawa na „schetynówki” minister Andrzej Adamczyk zabrał 200 mln zł, to także powiedział - to się wyrówna w roku następnym. Ale tak się nie stało. W 2017 r. zabrano kolejne 200 mln zł, czyli po 800 tys. na każdy powiat. To są dla nas ogromne środki. A odpowiedź jest taka sama – to się wyrówna… Moja wiara jest ogromna, ale nie aż tak wielka.

Od samego początku do dzisiaj staram się pracować, być ambitnym.

Dalsza cześć wywiadu z Ludwikiem Węgrzynem w Dzienniku Warto Wiedzieć.